fbpx

Moja droga do asertywności

Czy dam radę?

Postanowiłem podzielić się swoją historią, bo pytanie “Czy w ogóle da się nauczyć asertywności?” bardzo często nurtuje tych, którzy pragną się zmienić. Czasem już na starcie pracy nad sobą dopadają ich wątpliwości czy dadzą radę być stanowczymi i zdecydowanymi ludźmi, jednocześnie zachowującymi dobre relacje z innymi.

Dlatego odpowiadam: absolutnie każdy może się nauczyć bycia asertywnym! Nawet jeśli jesteś osobą, która sobie daje wchodzić na głowę, możesz to osiągnąć! Nawet jeśli nie potrafisz wyrażać szczerze i otwarcie tego, co chcesz, możesz się tego nauczyć! Nawet jeśli rządzą jeszcze Tobą wieloletnie nawyki, możesz się zmienić na lepsze. Z korzyścią dla siebie i dla Twoich bliskich.

A za przykład zmiany z człowieka skrajnie nieasertywnego do bardzo asertywnego podam…

…SIEBIE!

Ludzie, którzy dopiero teraz mnie poznają nie mogą uwierzyć, gdy im opowiadam o sobie sprzed 10-15 lat.

Dawno, dawno temu byłem człowiekiem mocno wątpiącym w siebie, swoje możliwości i w to, że mogę walczyć o swoje. Odbijało się to na moim życiu w przeróżnych obszarach.

Ile mnie to kosztowało?

Np. będąc początkującym sprzedawcą, strasznie przeżywałem każdą krytykę mojej firmy i mojej oferty ze strony klientów. Prezentowałem typową postawę uległą, nie potrafiąc rzeczowo odpowiedzieć na wątpliwości. Oczywiście często wiedziałem, że klienci nie mają racji, ale jednak czułem się „gorszy”, „mniejszy”. A wspominałem – asertywność to poczucie, że jest się wartościowym i równym innym człowiekiem. A ja się tak nie czułem.

Przez to też w sprzedaży czy negocjacjach zbyt łatwo przyjmowałem warunki drugiej strony. Rozdawałem rabaty na prawo i lewo, tracąc tym samym swoją prowizję. Przystawałem na warunki, które odpowiadały mojemu poczuciu własnej wartości. I jedno, i drugie, było na kiepskim poziomie.

No i szef…

Gdy szef wydawał nieprecyzyjne lub sprzeczne polecenia, zamiast twardo oczekiwać konkretów, ulegałem poczuciu, że to ja muszę się domyślić, jak zrobić tak, by było dobrze. Gdy szef natomiast nie wywiązywał się ze swoich ustaleń (np. finansowych), to albo nie odzywałem się słowem, albo ledwo napomknąłem, że „pewne rzeczy wyglądają nie tak jak powinny”…

Gorące dyskusje

Pamiętam również szereg sytuacji, gdy toczyła się ożywiona dyskusja na jakieś elektryzujące tematy.

Rzadko szczerze wyrażałem swoje zdanie w obawie, że zostanę przegadany. Nie czułem się równorzędnym partnerem w dyskusji. Gdy ktoś podważał moje zdanie, zwykle zamykałem się, bo czułem, że się wygłupiłem wygłaszając wcześniejsze słowa.

A czasem… gdy czułem, że mnie ktoś chce przegadać, włączała mi się agresja i z merytorycznej dyskusji przechodziłem w tryb ironizowania, szydzenia, krytykowania itd.

Moja samoocena

Nie czułem się ze sobą dobrze. Nie czułem się dobrze ze swoimi decyzjami. Czułem się wykorzystywany. Miałem wrażenie, że niewiele osób mnie traktuje poważnie.

A ja marzyłem o karierze, chciałem zarabiać pieniądze, mieć dobre relacje…

Jedno dziś wiem: brak asertywności był jedynie objawem mojej kiepskiej samooceny.

Aż pewnego razu…

Gdy w 2007 roku zainteresowałem się szkoleniami „miękkimi” (z prowadzenia których dziś żyję), temat asertywności pojawił się w orbicie moich zainteresowań jako jeden z pierwszych, zaraz po szkoleniach sprzedażowych.

Naturalnie powodem było to, że byłem świadomy swojej mizernej postawy i chciałem to jak najszybciej zmienić. Zacząłem czytać pierwsze książki i przerabiać internetowe kursy. Co prawda mało w nich było o emocjonalnym fundamencie asertywnych i nieasertywnych zachowań, ale pozwoliły mi uczynić pierwsze kroki.

Na bazarku

Swoich sił spróbowałem najpierw w prostych codziennych sytuacjach. A gdzie na przykład? Tam, gdzie siłą rzeczy pojawiam się często, a ryzyko tego, że mi bycie asertywnym nie wyjdzie, jest małe.

Sklepy i bazarki!

Na moim ówczesnym osiedlu był taki bazarek, na którym sprzedawcy mieli bardzo niesprawiedliwą praktykę. Gdy zważyli np. 1,02 kg jabłek, liczyli nie za 1 kg, tylko właśnie za 1,02 kg. Grosze różnicy, ale jednak. W drugą stronę jednak to tak nie działało. Gdy zważyli 0,97 kg jabłek, nie liczyli za 0,97 kg, tylko za cały kilogram. Dziennie na takich „groszowych” sprawach musieli całkiem nieźle wychodzić. A że to dla klientów były małe kwoty, to pewnie mało kto się sprzeciwiał takiej praktyce.

„Don Corleone, sprawiedliwości!”

Aż tu przychodzi taki Liberski i widząc na wadze właśnie 0,97 kg i słysząc kwotę za pełny kilogram, zwraca się do sprzedawcy:

„O nie, gdy zważy się ponad kilogram, to dolicza pan każdy dekagram. To proszę mi teraz policzyć za 0,97 kg”.

Sprzedawca się skrzywił, ale posłusznie odjął kwotę za 0,03 kg…

Chcę być teraz dobrze zrozumiany: przedmiotem sprawy nie było te kilka czy kilkanaście groszy. „To nie majątek” – ktoś by powiedział i miałby w sumie rację. Przedmiotem sprawy było jednak niesprawiedliwe traktowanie. Nie czułem się uboższy zgadzając się na taką praktykę sprzedawców. Ale czułem, że mnie nie traktują jak równorzędnego partnera w interesach. I ja o tę równorzędność się upomniałem, a nie o pieniądze.

Poziom trudności wzrasta

To był mój pierwszy nieśmiały sukces, po którym POCZUŁEM, że jednak mam jakąś moc sprawczą i nie jest to takie trudne. Testowałem podobne zachowania w sytuacji np. gdy ekspedientka podawała mi wyschniętą wędlinę (a ja konsekwentnie wymagałem ukrojenia mi świeżej) czy też gdy ktoś w sklepie wydawał mi zniszczonym banknotem (prosiłem o wydanie niezniszczonego).

Przyszedł więc czas na trudniejsze wyzwania: Liberski zaczął zabierać głos w sytuacjach, w których do tej pory rzadko to robił.

Może o polityce?

Polityka to temat-zapalnik. Ale dyskusje o polityce nie muszą wcale oznaczać pewnej kłótni. Z poradników o asertywności dowiedziałem się chociażby jak wymieniać opinie tak, by ani nie dać sobie jej narzucić, ani też nie narzucać drugiej stronie. Ty również się tego dowiesz w jednej z kolejnej lekcji, więc nie będę teraz zdradzał szczegółów, ale powiem Ci jedno:

BYŁO NIESAMOWICIE! J

Wypowiadałem swoje zdanie i nie wdawałem się w przekonywanie nikogo, że moje zdanie jest jedynie słuszne. Sam sobie również nie dałem wmówić, że czyjaś opinia musi być moją. Nie pozwalałem się sprowokować zaczepkami i sugestiami, że moje preferencje polityczne są „nie takie jak powinny”.

I taka moja postawa chyba wzbudzała u moich rozmówców lekką irytację, bo przyzwyczajeni byli do tego, że udaje im się „wygrywać” ze mną dyskusje. Ale nie tym razem!

Gorzej było w relacjach

Mimo ważnych kroków do przodu i towarzyszącego mi entuzjazmu, nie stałem się jednak asertywny na tyle, na ile bym chciał.

W bliskich relacjach wciąż działałem przez pryzmat „powinności”, których się uczyłem przez lata. Więc byłem „taki jak trzeba” wobec innych, a w praktyce – często ulegałem, by kogoś nie urazić, by kogoś nie zawieść, by nie sprowokować etc.

Ja to przepracować – o tym niestety nie było w żadnym kursie ani książce.

Emocje, emocje, emocje

Odpowiedź na te kwestie – jak i na wiele innych, niezwiązanych z asertywnością – znalazłem wgłębiając się w pracę z emocjami.

W tym obszarze tkwi sedno. Emocje.

Jeśli bowiem chcesz postąpić po swojemu, ale boisz się, że kogoś urazisz, to przed czym się potencjalnie chronisz? Przed poczuciem winy.

Jeśli chcesz postąpić wg siebie, ale boisz się, że ktoś się obrazi, to przed czym uciekasz? Przed poczuciem odrzucenia.

Jeśli chcesz zdecydować po swojemu, ale boisz się, że kogoś sprowokujesz do agresji, to przed czym się zabezpieczasz? Przed strachem i poczuciem krzywdy.

To wszystko są emocje, a nie teksty i techniki.

A więc to tak?

I teraz wiele rzeczy stało się jasnych.

Jeśli np. odmówiłem koledze, który chciał ode mnie ściągnąć na jednym z kolokwiów, to jego reakcja była następująca:

„Kurde, mogłeś mi podsunąć swoją kartkę, bym mógł zobaczyć rozwiązania”. Mówił to z lekkim wyrzutem, i w głosie i w wyrazie twarzy. Niby bez złości, ale jednak tak, jakbym mu zrobił krzywdę tym, że mu tej kartki bliżej nie przysunąłem. Ciągnął dalej: „Kurde, teraz będę musiał poprawiać, nie wiem jak ja to zdam”.

Dzięki zrozumieniu, że te komunikaty i cała nasza relacja to nieustanny przepływ emocji, spojrzałem na to z szerszej perspektywy! Otóż ktoś, kto się nie nauczył i nie miał prawa ode mnie wymagać, że mu pomogę, teraz próbuje wpędzić mnie w poczucie winy (emocja), mające przykryć jego wstyd/rozczarowanie/złość (wymieniam te trzy przykładowe emocje, bo tak naprawdę tylko on sam może wiedzieć, co czuł i przeżywał)!

Gorący kartofel

Więc chciał przerzucić swoje trudne emocje na mnie!

Żeby było jasne: nie umawialiśmy się wcześniej, że mu pomogę. Nie byłem mu nic winny. A nie chciałem mu pomóc nie dlatego, „bo tak!”, ale głównie dlatego, że gdyby nas wykładowca przyłapał, to ja też bym wyleciał z hukiem z sali.

A kolega zaś próbował za pomocą emocjonalnego wpływu przerzucać na mnie odpowiedzialność za to, że ON się nie nauczył!

A ja tej odpowiedzialności nie chciałem przyjąć, bo nie jestem za niego odpowiedzialny.

Jestem odpowiedzialny tylko za siebie.

Ty też jesteś odpowiedzialny/a tylko za siebie (z małymi wyjątkami w postaci chociażby dzieci).

Uważaj, co przyjmujesz

Jeśli więc szukasz odpowiedzi, dlaczego pomimo gotowych asertywnych tekstów, dostępnych w książkach i blogach rozwojowych, nie jesteś w stanie odmawiać czy swobodnie wyrażać swoich opinii, to właśnie dlatego:

„nie postępując w zgodzie ze sobą chronisz się przed przeżywaniem nieprzyjemnych emocji, które – świadomie lub nie! – wzbudza w Tobie sytuacja czy osoba”.

Ważne w nauce asertywności jest to, by być świadomym swoich emocji (to jest jeden z elementów inteligencji emocjonalnej) i nie przyjmować gorących kartofli w postaci wyrzutów sumienia, poczucia winy, zawstydzenia i innych nieprzyjemnych stanów.

Teraz ruszyło

Świadomość emocjonalna pozwoliła mi zweryfikować wiele z moich relacji. Dzięki temu, że nie przyjmowałem na siebie toksycznych gorących kartofli, mogłem swobodniej odmawiać, upominać się o swoje, wyrażać swoje opinie i potrzeby.

Przy okazji pozbyłem się ze swojego otoczenia pijawek, które na mnie żerowały pod przykrywką dobrych relacji. Dopiero z czasem bowiem przejrzałem na oczy i zrozumiałem, że te relacje były dobre dla nich, a nie dla mnie. Ja zgadzając się na zbyt wiele nie miałem z tej relacji nic, poza poczuciem (to znowu emocje), że jestem ok, że jestem potrzebny i lubiany. Ale to ta druga strona miała realne korzyści z mojej pomocy i z mojej dostępności.

Więc czy da się tego nauczyć?

Jestem dziś osobą, która żyje w zgodzie ze sobą. Która czuje się silna i sprawcza. Moje budowanie relacji wygląda zupełnie inaczej niż 10 lat temu. I odmawiam wtedy, gdy potrzebuję, a zgadzam się na prośby i propozycje, gdy uznam to za słuszne. Żyję w relacjach równorzędnych, gdzie i ja coś z tego mam, i druga strona.

Ps. Moja historia może się powtórzyć również u siebie. Zapraszam Cię na szkolenie online “Nie dam się podejść – antymanipulacja i asertywność”. Zobacz program!https://bartoszliberski.pl/produkt/warsztaty-online-nie-dam-sie-podejsc-antymanipulacja-i-asertywnosc/

Wpisy, które mogą Ciebie zainteresować

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Mam coś dla Ciebie

Pobierz darmowy pdf
„Asertywność w pracy i w biznesie”

Zobacz świetne przykłady asertywnych zachowań!

check-mark

Gratulacje!

Darmowy pdf „Asertywność w pracy i w biznesie” jest już w drodze do Ciebie.

Ostatnim krokiem jest potwierdzenie adresu e-mail w twojej skrzynce pocztowej.
Obiecuję – zero spamu.