fbpx

„Matkowanie” i „ojcowanie” w związku – droga do frustracji i rozstania (część 2.)

Przed przeczytaniem zachęcam Cię do zapoznania się z pierwszą częścią wpisu.

Historia kobiety „matkującej”

Była sobie pewna kobieta, która wzięła sobie za partnera „pokiereszowanego” psychicznie gościa – po trudnych związkach, na zakręcie życiowym, z niepewną sytuacją zawodową. Zakochała się w nim, on w niej też, więc naturalne, że zostali parą.

Wtedy jej schemat wybawcy mógł ruszyć pełną parę. Skoro to był „jej chłop”, to zależało jej na tym, by był jak najlepszy! Jest taki – wciąż, jak myślę, mocno obecny – mit, gdy kobieta myśli: „ja go wychowam”, „ja go odmienię”. I uczyła go: ogłady, nawiązywania znajomości, poruszania się po jej świecie wyższych sfer, spraw biznesowych etc.

Takie wdrażanie do nowego świata może się niekiedy udać, ale… ktoś kto nie pracuje nad sobą terapeutycznie ma małe szanse, by zmienić coś na trwałe. Mężczyzna ten może być oczywiście wdzięczny za jej zaufanie, zaangażowanie i cały proces rozwojowy, ale tu niestety potoczyło się „jak zwykle”, a mianowicie stare, nieuleczone emocje zaczęły w nim wybuchać i robił jej coraz więcej „scen”.

Czuł się bowiem gorszy, że to jego – faceta! – odratowała kobieta. Nie mógł się z tym pogodzić, nie potrafił przeżyć swojego bycia „gorszym”, więc wypierał swój wstyd i przerzucał na swoją partnerkę, wytykając jej, jaka jest niedoskonała.

Miał cały czas kompleksy, że to on jest „nie na jej poziomie”, więc deprecjonował jej zaangażowanie, zbywał jej próby „podciągnięcia” go życiowo.

Ukrywał, że sobie nie radzi z wieloma sprawami – i emocjonalnymi, i życiowymi, przez co był niedostępny emocjonalnie, z całą masą osobistych sekretów, które szkodziły związkowi.

Obwiniał ją, że to przez nią tak się paskudnie czuje i że jest niedowartościowany. Starał się zniżyć ją do swojego poziomu.

Robił jej sceny będąc zazdrosnym o facetów „z jej świata”. Wysyłał sygnał: „udowodnij mi, że to ja jestem dla Ciebie najważniejszy!”.

Co wam to przypomina? Bo mi niedojrzałe dziecko, które mówi do rodzica: kochaj mnie, zaopiekuj się mną! Problem w tym, że kobieta nie zrobi z chłopca mężczyzny. Jego przemiana może się odbyć tylko w procesie terapii.

Tymczasem to ona przyszła do mnie na sesję z pytaniem: co zrobiła nie tak? Co mogła jeszcze zrobić, by go zadowolić? Bo według siebie nie zrobiła wystarczająco dużo, by go przy sobie zatrzymać, więc to chyba z nią jest coś nie tak.

Ona zatem też potrzebowała przepracować wiele spraw, bo z jakiegoś powodu takiego toksyka do siebie przyciągnęła.

Kultowy warsztat „Rana ojca, rana matki” online już 17 stycznia 2021 r.!

Historia mężczyzny „ojcującego”

Bohaterem kolejnej historii jest mężczyzna, który utrzymywał swoją kobietę w przekonaniu, że jest jedyna, niezastąpiona, najlepsza, a inne kobiety dla niego nie istnieją. Właściwie to istniały: znajome, koleżanki, przyjaciółki – zdrowe relacje bez żadnych podtekstów. Ale ona swoimi kaprysami i fochami wymusiła na nim, by pozrywał z nimi kontakty. A że traktował ją jak księżniczkę i chciał dla niej jak najlepiej, zrobił to.

Już na pierwszy rzut oka widać było, że taka postawa – nadopiekuńczości – myliła mu się ze zdrową odpowiedzialnością za drugą osobę w związku.

Kolejną sprawą, przy której powinna się mu zaświecić czerwona lampka ostrzegawcza, była jej praca. Ona jej bardzo nie lubiła, dlatego doradził jej, że przecież nie musi tam na siłę pracować i się męczyć, lecz może z niej zrezygnować i na spokojnie sobie poszukać czegoś nowego. Jego pensja i oszczędności spokojnie na razie wystarczą dla nich obojga.

Poszukiwanie nowej pracy było jednak bardziej unikaniem pracy. Okazywało się, że jedna praca była nie tym, co chciała robić, inna była za ciężka, do kolejnej za dalekie dojazdy itd. Żadna jej nie pasowała, więc przez wiele miesięcy nie pracowała pozorując jedynie poszukiwania.

Sytuacja ta zaczynała go coraz bardziej uwierać, ale nie mówił o tym zdecydowanie, tylko najpierw zbierał się w sobie a’la „jak by tu zacząć temat”. Potem irytował się ociupinkę mocniej i mocniej, ale w dalszym ciągu nie postawił sprawy jasno: nie tak się umawiali. No ale to była jego księżniczka.

Po pół roku się zebrał w sobie i powiedział, że mu ta sytuacja nie pasuje. Zaczęła więc go brać na litość i wzbudzać w nim poczucie winy: przecież ona jest taka zmęczona, taka delikatna i krucha, nie może brać byle czego, a poza tym go tak bardzo kocha i nie chce wykorzystywać, absolutnie! No i przecież zamawia obiad na dowóz, więc coś dla wspólnego ogniska domowego robi! Nie leży do góry brzuchem przeglądając Instagrama!

Odpuścił. To przecież jego księżniczka. Poczuł się źle sam ze sobą, że śmie „najbliższej” osobie wypominać temat pieniędzy i zaangażowania w domu.

Jednak pewnego pięknego razu przyłapał ją na dość mocnym flircie: zostawiła konwersację z nieznajomym niemal na wierzchu, wystarczyło tylko zerknąć na ekran laptopa zostawionego na ławie w salonie. Zrobił jej burzę. Tłumaczyła się, że była „zagubiona”, miała ciężki okres, tamten mężczyzna  nic dla niej nie znaczy. Jak myślisz, wybaczył jej?

Oczywiście, że tak. Nie miał do niej zaufania, był rozgoryczony, ale to przecież jego księżniczka. Widocznie nie zadbał o nią odpowiednio, że musiała szukać pocieszenia gdzie indziej.

Taka relacja nie może się udać

Trwać może, oczywiście. A bo to mało toksycznych par żyło ze sobą do późnej starości? Ale szczęścia i harmonii w tym związku nie będzie. Jeśli będzie trwać, to w poczuciu rozgoryczenia, bycia wykorzystywanym, przeciążonym, winnym i ciągle niewystarczającym ze strony „rodzicującego” oraz w poczuciu zagrożenia, lęku przed odrzuceniem, z wyrzutami sumienia i wstydem ze strony „dziecka zastępczego”.

Każda z tych stron również ryzykuje, że druga strona od niej odejdzie. „Rodzicujący” wtedy, gdy np. pójdzie na terapię i nie będzie musiał brać przesadnej odpowiedzialności, by zasłużyć na miłość, a „dziecko zastępcze”, gdy w procesie terapii nauczy się przyjmować wyzwania życiowe na klatę, zamiast się chować przed nimi za plecami drugiego człowieka. Wtedy druga strona przestaje być potrzebna.

Oczywiście najczęściej rozstania następują i bez terapii. „Rodzicujący” znajduje kogoś, kto go bardziej docenia, mniej obciąża, a mimo wszystko pozwala się czuć potrzebnym. „Dziecko zastępcze” może znaleźć kogoś, kto będzie mocniej przymykał oczy na jego życiową nieudolność albo po prostu kogoś, kto jeszcze się na nim nie poznał (w przeciwieństwie do obecnego partnera, bo on już się połapał we wszystkim).

Albo więc trwają w nieszczęściu, albo się rozchodzą z hukiem

Trwanie w takiej relacji jest ponadto szalenie nierozwojowe. „Rodzicującym” odbiera autonomiię i drenuje do granic – to na nich spoczywa odpowiedzialność za związek oraz muszą przeżywać nieprzewidywalność partnera. „Dziecko zastępcze” z kolei nie ma jak zmierzyć się z rzeczywistością, przez co nigdy się nie nauczy odpowiedzialności za siebie. Jeśli zatem będziemy podtrzymywać „ratownictwo”, sami kiedyś przez to ucierpimy, bo będziemy potrzebowali pomocy i wspracia partnera/partnerki albo wsparcia (jakiego), a nie dostaniemy ich od „przyszywanego dziecka”.

Taka relacja daje jedynie „warunkową miłość” i akceptację, nigdy prawdziwych.

Skąd się bierze potrzeba „rodzicowania” i bycia „zastępczym dzieckiem”?

Najprościej mówiąc – z dzieciństwa. Ról, jakie przyjmujemy jako dorośli, uczymy się od dziecka. I mimo tego, że czasem bywamy świadomi np. naszej toksyczności, uległości, agresji, ratownictwa czy bycia ofiarą, to siłą woli nie jesteśmy w stanie tego zmienić. Tu potrzebna jest praca z emocjami, która dopiero jest w stanie złamać schematy. A tymczasem naprowadzę Cię na trop, co mogło spowodować, że masz skłonność do bycia w takim nierównym układzie. Tylko trop, bo życiorysy ludzi są bardzo złożone. Sprawdź sobie, czy poniższe zjawiska miały miejsce u Ciebie w domu rodzinnym.

Jakie procesy z przeszłości mogą warunkować wchodzenie w rolę „rodzicującego” (wybawcy):

– zrzucanie na Ciebie przez rodziców nadmiernej odpowiedzialności, brak opieki i przyzwyczajanie, że teraz musisz być „taki dorosły/taka dorosła” (często to słyszę na sesjach od klientów DDA – wiąże się to z ogromnym zaniedbaniem i organizacyjno-życiowym, i uczuciowym ze strony rodziców)

– zrzucanie na Ciebie odpowiedzialności za młodsze rodzeństwo

– niedocenianie, niedowartościowanie i nieuznanie dorosłości w okresie nastoletnim – które to powodowały, że na akceptację, uwagę, ciepło i pochwały trzeba było zasługiwać

– toksyczni, niedojrzali rodzice mogli wysyłać przekaz: „ty będziesz moim bohaterem, synku” czy też „ty mnie zrozumiesz córeczko, a nie jak twoja matka”

– musiałaś/eś być „wyrozumiała/y” w stosunku do rodzeństwa – ustąp głupszemu/młodszemu

– brak przestrzeni do bycia słabym, potrzebującym, do chwilowego poddania się,

– manipulowano Tobą za pomocą poczucia winy i obarczano odpowiedzialnością za uczucia i humory innych (rodziców, rodzeństwa, kolegów i koleżanek etc.).

Jak przepracować stare schematy?

Jakie procesy i zjawiska z dzieciństwa mogły prowadzić do tego, że potrzebujemy nadmiernej opieki.

– nie nauczono Cię brać odpowiedzialności za swoje czyny i wybory. Zostawiano Cię z tym sam na sam (przy czym ci, którzy podołają – ponad swoje siły, ale jednak – tej odpowiedzialności, mają potem zadatki na „rodzicujących”), wyśmiewano Twoje błędy i inicjatywy, przez boisz się teraz ryzykować i działać

– aż tak nie dawno Ci przestrzeni na czucie trudnych emocji, że uciekałeś/aś w fantazje o lepszym świecie, co jest dobrym sposobem na ucieczkę od realnych problemów po dziś dzień (wyobrażenia, że nasze życie jest lepsze niż jest naprawdę albo myśli, że „jakoś to będzie”)

– nie miałeś/aś wsparcia, zatem stałeś/aś się osobą, która potrafi jedynie się „podpiąć” pod kogoś silniejszego, bardziej zaradnego życiowo

– nie nauczono Cię radzić sobie z wyzwaniami – jak się zdobywa (wykształcenie, pieniądze, znajomości etc.), jak się załatwia pewne życiowe sprawy (praktyczne, formalne)

– nie mogłeś/aś przeżywać bólu w bezpiecznym środowisku, co powoduje, że teraz go unikasz przez unikanie działania (prokrastynacja)

– byłeś/aś wychowywany/a w „szklarniowych” warunkach, czyli Twoi rodzice byli nadopiekuńczy.

Mam nadzieję, że te dwa wpisy rzuciły Ci światło na to, jaki jest Twój związek i czy to na pewno zdrowy układ. Zapraszam Cię na mojego fanpage’a Facet o emocjach, gdzie średnio 2 razy w miesiącu robię live’a na temat pracy z emocjami. Zapraszam również na sesje indywidualne, jeśli chcesz rozpocząć pracę nad swoimi zaszłościami.

Bartek

Facet o emocjach

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Mam coś dla Ciebie

Pobierz darmowy pdf
„Asertywność w pracy i w biznesie”

Zobacz świetne przykłady asertywnych zachowań!

check-mark

Gratulacje!

Darmowy pdf „Asertywność w pracy i w biznesie” jest już w drodze do Ciebie.

Ostatnim krokiem jest potwierdzenie adresu e-mail w twojej skrzynce pocztowej.
Obiecuję – zero spamu.