fbpx

„Matkowanie” i „ojcowanie” w związku – droga do frustracji i rozstania (część 1.)

matkowanie

„Matkowanie” czy też „ojcowanie” (będę też używał określenia „rodzicowanie”) to relacja, w której jedno się wciela w rolę zastępczego rodzica, mimo że najczęściej sobie nie zdaje z tego sprawy, a drugie oczekuje właśnie tej postawy rodzica. Oboje się w ten sposób piszą na relację, która jest skazana albo na rozstanie, albo na długoletnią udrękę.

Jeśli masz podejrzenie lub pewność, że w Twoim związku któraś ze stron „rodzicuje”, to czas coś z tym zrobić. Nie będzie bowiem tak, że „jakoś się ułoży”. Dorosła relacja dwojga ludzi owszem, zawiera w sobie również takie aspekty jak wzajemne opiekowanie się czy dzielenie odpowiedzialnością, ale „rodzicowanie” to skrajnie inna bajka, bez której zakończenia będzie tylko gorzej. Nie będzie tak samo – będzie gorzej!

Dobierając się w związki podświadomie szukamy miłości, bezpieczeństwa, swojego stada itd. Ale jeśli nasze dzieciństwo było naznaczone wieloma ranami (rany ojca, rany matki), to wówczas w tym dobieraniu się jest jeszcze dodatkowy podtekst, który zauważamy najczęściej dopiero, gdy po latach trwania związku zaczynają się poważne kłopoty (dystans, kłótnie, zdrady, szantaże etc.).

Czytając dalszą część tego artykułu możesz sobie sprawdzić, czy przypadkiem w Twoim związku nie ma toksycznych schematów i czy nie bierzesz lub oddajesz przesadnej odpowiedzialności.

To zdrowe dzielenie odpowiedzialności czy matkowanie/ojcowanie?

To, że w związku dzielimy się odpowiedzialnością i w różnych okolicznościach ta odpowiedzialność się zmienia, to naturalne. Przez „matkowanie” czy „ojcowanie” rozumiem natomiast skrajną dysproporcję tejże odpowiedzialności. Gdybyś sobie narysował/a linię, której pierwszym punktem byłoby totalne oddanie odpowiedzialności drugiej stronie, a końcowym punktem skrajne branie jej, to zdrowe są mniej więcej środkowe obszary. „Rodzicowanie” odbywa się natomiast właśnie bliżej tych końców.

Nie ma nic złego w czasowym wzięciu ciężaru finansowego utrzymania na siebie, ale ciągłe utrzymywanie powinno dać do myślenia, czy na pewno tak ustaliliśmy zasady funkcjonowania związku.

Nie ma nic złego w tymczasowym przejęciu decyzyjności za sprawy rodzinno-domowe, ale stałe odsuwanie od siebie decyzyjności lub potrzeba ciągłego jej posiadania powinna zapalić czerwoną lampkę ostrzegawczą.

Dla mnie osobiście nie ma również niczego złego w chwilowej, sytuacyjnej rezygnacji z bycia sobą, by wesprzeć drugą stronę, ale stałe lub częste niebycie sobą jest dla mnie nie do zaakceptowania.

Nie ma też problemu ze zrezygnowaniem z jakiejś mojej potrzeby, o ile nie jest ona moją kluczową potrzebą (np. wolność) i jeśli co do zasady moje potrzeby realizuję. Jednak ciągłe rezygnowanie ze swoich potrzeb (bez względu na to, czy partner/ka tego wymaga, czy robię to sam z siebie by mu/jej dogodzić) pachnie już toksynami.

Nie ma nic złego jeśli moja partnerka chwilowo nie radzi sobie z emocjami. Jednakże gdyby co do zasady próbowała na mnie zrzucić swoje emocje, krzywdy i bóle na mnie, byłoby to nie do pogodzenia.

Nie ma nic złego, jeśli chcę mieć kontrolę nad niektórymi sprawami czy procesami, które się dzieją między nami. Jednakże stała potrzeba kontrolowania wszystkiego jest już alarmująca (np. z kim się on/a spotyka, gdzie spędza czas, z kim pisze, na co wydaje pieniądze, co założy na spotkanie ze znajomymi etc.).

Takie są orientacyjne różnice między zdrowym układem a „rodzicowaniem”.

Twoje miejsce w trójkącie dramatycznym

Trójkąt dramatyczny składa się z: ofiary, kata i wybawcy. Ta osoba, która wymaga nadmiernej opiekuńczości i oddania odpowiedzialności z reguły przyjmuję rolę ofiary. Ta z kolei, która „rodzicuje” – wybawcy. W praktyce co prawda role te potrafią się mieszać jeszcze z rolą kata, ale podaruję sobie dziś wyliczanie wszystkich możliwości – może kiedyś o samym trójkącie napiszę więcej. Tymczasem „ofiara” i „wybawca” nam wystarczą do zobaczenia sedna.

Wybawca (czyli osoba praktykująca „matkowanie” lub „ojcowanie”) teoretycznie wychodzi z energią opieki i ochrony. Ale czy tak jest na pewno? Po co bierze sobie pod opiekę dorosłą osobę, która przecież powinna być partnerem, a nie zastępczym dzieckiem. Jeśli masz podejrzenia lub pewność, że „rodzicujesz”, to odpowiedz sobie na pytania:

– jaką masz potrzebę kontroli? Jak się czujesz bez kontroli?

– jak się czujesz z tym, że druga strona wymaga „opieki” od Ciebie?

– jak byś się czuł/a, gdybyś przestał/a sprawować tę „opiekę” nad drugą stroną? Jakie masz fantazje na ten temat?

– czy ktoś się Tobą czasem opiekuje?

„Rodzicujący” z reguły źle się czują bez kontroli nad drugą osobą. Są to osoby pozbawione na tyle poczucia bezpieczeństwa, że właśnie owa kontrola stanowi jego substytut. Dodatkowo, wizja odcięcia drugiej osoby od jej opieki może włączać schemat poczucia winy, który bardzo skutecznie cementuje ten układ.

Poczucie winy może się uruchomić u nich również wtedy, gdy sami doświadczają opieki. Mogą mieć na tyle wykształcony schemat samodzielności i nieodczuwania potrzeby poddania się i polegania na drugim człowieku, że sytuacja, gdy sami są potrzebujący, są dla nich trudne.

Matkowanie lub ojcowanie może prowadzić do ogromu frustracji u wybawcy, że wszystko jest ciągle na jego/jej głowie. Jednak po coś w tę rolę wszedł/weszła. Często zadaję pytanie: a gdybyś się związał/a z osobą, która nie potrzebuje takiej „opieki”? Wówczas otrzymuję odpowiedzi: „to wtedy ta osoba mogłaby mnie nie zechcieć. Ta „opieka” to jedna z niewielu „rzeczy”, którą mam do zaoferowania…”.

Odkryj i przepracuj RANĘ OJCA I RANĘ MATKI – 1-dniowy warsztat online w super cenie! – KLIK

Ofiara z kolei potrzebuje, by ktoś się nim/nią zaopiekował, tak jak kiedyś nie zaopiekował się nią właściwy rodzic. Branie za siebie i innych odpowiedzialności przerasta jej siły. Woli się wycofać, przeczekać i stosować strategię „jakoś to będzie”. Ofiara podświadomie szuka kogoś, kto go wybawi.

Problem jest jednak w tym, że z reguły ofiara nie chce być U-ratowana, tylko ratowana! Czyli nie chce pomocy, która ją postawi na nogi, lecz chce być ciągłym „dzieckiem zastępczym”, które nie będzie się musiało mierzyć z trudami życia.

Jeśli podejrzewasz lub masz pewność, że wchodzisz w rolę „zastępczego dziecka”, to odpowiedz sobie na pytania:

– jak Ci jest z braniem odpowiedzialności za siebie i najbliższych?

– jak się czujesz z tym, że ktoś Cię wyręcza w wielu życiowych sprawach?

– jak się czujesz z wizją, że miał(a)byś przyznać, że wchodzisz w rolę ofiary?

– jak się czujesz z wizją, że „rodzicujący” może kiedyś zakręcić kurek z pomocą?

Ofiara liczy na swojego wybawcę, ale nie jest tak, że sama nic nie daje. Pozwala bowiem wybawcy czuć się kimś potrzebnym i ważnym oraz sprawować kontrolę. Układ idealny! Do czasu… ale o tym w 2. części.

„Zastępcze dziecko” raczej nie zwiąże się z kimś zdrowym emocjonalnie. Po pierwsze dlatego, że osoba z uporządkowanymi emocjami nie będzie chciała wziąć aż tak dużo odpowiedzialności, a po drugie dlatego, że ofiara się będzie czuła źle z tym, że ktoś od niej wymaga, zamiast ją wybawiać od problemów.

Przy okazji: jeśli zastanawiasz się, dlaczego niektóre kobiety wolą „bad boy’ów” i wracają do tych, którzy je biją i poniżają, to uproszczona odpowiedź jest taka: może i biją, może i poniżają, ale biorą kontrolę w pełni, z czym z kolei „ofiary” się czują doskonale. Oddają swoją wolność w całości i co prawda cierpią, ale mają przynajmniej swojego „opiekuna”.

Jutro pojawi się 2. część wpisu “Matkowanie i ojcowanie”, a w niej:

– historia kobiety „matkującej”

– historia mężczyzny „ojcującego”

– dlaczego taka relacja nie może być szczęśliwa

– skąd się bierze potrzeba „rodzicowania” lub bycia „zastępczym dzieckiem”.

Bartek – Facet o emocjach

Twórz razem z nami społeczność EMOCJANIE na Facebooku – wsparcie, świadomość, rozwój emocjonalny!

2 thoughts on “„Matkowanie” i „ojcowanie” w związku – droga do frustracji i rozstania (część 1.)”

  1. Bardzo życiowe <3 Znam mnóstwo takich osób, które próbują się mną zaopiekować po swojemu, chociaż tego nie potrzebuję, np. Moja Babcia. Ona ma jedyny słuszny plan na moje życie i dzięki temu Babcia czuje się m.in. potrzebna. Jest to frustrujące. Dobrze mieć świadomość takich mechanizmów i umieć z nimi walczyć.

  2. Pingback: Matkowanie i ojcowanie w związku - recepta na frustrację (cz. 2)

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Mam coś dla Ciebie

Pobierz darmowy pdf
„Asertywność w pracy i w biznesie”

Zobacz świetne przykłady asertywnych zachowań!

check-mark

Gratulacje!

Darmowy pdf „Asertywność w pracy i w biznesie” jest już w drodze do Ciebie.

Ostatnim krokiem jest potwierdzenie adresu e-mail w twojej skrzynce pocztowej.
Obiecuję – zero spamu.